Kraina lodu Wiki
Advertisement
Fanon-wordmark Ten blog użytkownika jest częścią fanonu Kraina lodu Wiki. Informacje tutaj zawarte mogą, lecz nie muszą pokrywać się z wydarzeniami z filmu. Mogą jednak zawierać spoilery.

Witam, witam, jednak[]

Ravenclaw
Hufflepuff

Coż co będę się rozpisywał... No po prostu czytajcie XD

Dziś nie mam dedykacji. Pamiętam, że dla kogoś miała być, ale nie pamiętam dla kogo... No trudno, może następnym razem...






Rozdział 11 Chcę w ciebie wierzyć[]

Wtorek, 17 listopada, korytarz, godzina 10:52

Drobny śnieg sypał z nieba, pierwszy w tym roku, delikatny i piękny. Od rana zdążył ukryć pod białą kołderką błonia i dachy budynków Hogwartu. Padał z nieba nieprzerwanie od rana, roznosząc tym samym radosną atmosferę po szkole i na twarzach uczniów. Już od wielu dni nie widziano w tych murach szczęścia podobnego temu. Studenci tylko czekali na ostatni dzwonek, kończący lekcje by mogli wybiec na błonia pobawić się w śnieżnym puchu.

Inaczej jednak było z Krukonami. Zarówno w pokoju wspólnym jak i podczas lekcji w powietrzu unosiło się napięcie, wiszące nad nimi bez przerwy od tygodnia, odkąd ich prefekt zamordował uczennicę Hufflepuffu. Najbardziej odczuwali to szósto i siódmoroczni, którzy uczyli się z Willem i Elsą. Choć starali się nie zwracać na nich uwagi było to niezwykle trudne, gdyż oboje byli dość aktywni na lekcjach przez co nie można było ich tak po prostu zignorować. Im samym też nie wydawało się zbyt miłe, lecz nie dali tego po sobie poznać. Nie chcieli zbytnio się wychylać, ale też nie chcieli być traktowani jak powietrze. Sprawa morderstwa była już i tak wystarczająco przygnębiająca.

Elsa szła powoli korytarzem na następną lekcję. Nie chciała być zauważona, przez kogokolwiek. Wolała unikać wzroku uczniów, a tym bardziej rozmowy z nimi. Przerzuciła torbę przez ramię, schowała ręce w kieszeniach swetra i z jak najbardziej obojętną miną próbowała iść przez szkołę. Nawet śnieg nie sprawił, żeby się uśmiechnęła.

Skręciła w kolejny korytarz. Słysząc gwar, podniosła głowę. Na całej szerokości przejścia stali uczniowie. Przypomniała sobie, że to tutaj lekcję mają siódmoroczni, a co z tym się wiązało, był to i Will. Natychmiast odwróciła się na pięcie. Nie chciała się miedzy nimi przeciskać, ale jeszcze bardziej nie chciała wpaść na Williama. Częściowo dlatego, że nie wiedziała co ma powiedzieć, czy ma mu wierzyć czy nie, ale częściowo i dlatego, że chciała mu uwierzyć. Pomaszerowała w przeciwnym kierunku.

Nie uszła 3 kroków, kiedy usłyszała stukot butów o podłogę jakby ktoś biegł i głos:

- Elsa! Stój!

Puściała to mimo uszu i nawet nie zwolniła choć jego głos rozdrapał dawne rany. Przymknęła oczy. Z pod powieki wymknęła się pojedyncza  łza.  Wyciągnęła ręce z kieszenie, puszczając się biegiem po korytarzu. Usłyszała, że rzucił się w pogoń za nią.

Udało jej się jakimś cudem przebiec 20 metrów. Wtedy gdy już prawie dotarła do zakrętu, Will dogonił ją. Złapał ją za ramię i siłą odwrócił w swoją stronę. Nawet nie miała ochoty mu się sprzeciwiać. Zdecydowała się stawić mu czoła i spojrzała mu prosto w oczy. Na ułamek sekundy, nim zdążyła zareagować, zobaczyła z bliska jego błękitne tęczówki, a potem poczuła jego usta na swoich. Och, już prawie zapomniała jakie są. Ale to nie zmieniało faktu, że pocałował ją wbrew jej woli. Odepchnęła go i uderzyła go z całej siły ręką w twarz.

- Co ty sobie wyobrażasz?!

Spojrzał na nią z zaskoczeniem, przykładając dłoń do policzka, jakby nie wierzył, że naprawdę to zrobiła. Jego mina przez chwilę wzbudziła w Elsie żal. A jeśli to nie on? Odpędziła prędko od siebie tę myśl. Ale jeśli jest niewinny zrobi z siebie straszną idiotkę. W dodatku, jakaś część jej podświadomości nadal wierzyła w Williama. Przecież go kochała. Mógł to zrobić…? Nie, nie, nie, nie! Miała dość! Przestań o tym myśleć! Zacisnęła usta, zamknęła oczy i ukryła twarz w dłoniach.

- Wybacz mi Will! – zawołała i odwróciwszy się pobiegła dalej.

Miała cichą nadzieję, że tym razem odpuści. Że zostawi ją w spokoju. Przez krótką chwilę w to wierzyła. Nic z tego. Już kilka sekund później usłyszała go za sobą. To byłoby za bardzo nie w jego typie. Elsę ogarnęła frustracja. Czy nie mógłby zdobyć się choćby na odrobinę wyczucia ? Nie mógł zrozumieć, że nie chce z nim teraz rozmawiać? Czuła, że wściekłość na Willa bierze nad nią górę. Tętno miała przyśpieszone, oddech, płytszy i urywany. W chwili gdy już była maksymalnie wkurzona zrobiła gwałtowny zwrot w tył i z miną jakby chciała go zabić, spojrzała na Williama.

- Czemu, do cholery, nie potrafisz zostawić mnie w spokoju?! – ryknęła do niego.

Chłopak zatrzymał się natychmiast i wytrzeszczył gały z zaskoczenia. Jeszcze nigdy nie widział jej tak wściekłej. Wyglądała przerażająco. Jakby miała zamiar rzucić się na niego z kłami i pazurami jak jakiś potwór. Will z trudem opanował drżenie rąk i pot spływający z czoła. Przełknął ślinę. Zdecydował się powiedzieć jej całą prawdę, tak jak powiedział ją Julianowi.

- Wiem co myślisz i co czujesz, ale chcę ci powiedzieć tylko, że to nie ja.

Elsa wycedziła przez zęby z udawanym spokojem:

- Mów dalej…

- Co mam mówić? To wszystko. I ty dobrze wiesz, że mam rację.

- Przeproś mnie durniu! Okaż trochę skruchy! Pomyślałeś jak się wtedy czułam, kiedy ty stałeś nad tą dziewczyną oblepiony krwią?! WIESZ?! Byłam w tobie zakochana na zabój, bez pamięci i nagle wszystko zniknęło! Zostałam sama w wielkiej czarnej pustce! Wiesz co robiłam przez cały następny dzień?! Płakałam! Ryczałam cały dzień jak ranny bawół i to wszystko przez ciebie! Nie widzisz tego?! – glos jej się załamał, a gdy znowu była w stanie się odezwać zalała się łzami – Ja już… Ja już sama nie wiem komu mam wierzyć… Sobie samej czy mojemu chłopakowi-mordercy. I to wszystko…

- Co się tu dzieje?

Elsa spojrzała za siebie. Za nimi stał profesor Phasellmore. Ręce wsparte miał na biodrach, a krzaczste brwi uniesione. Teraz zdała sobie sprawę jak dziwnie musiała wyglądać cała zapłakana. Szybkim ruchem otarł łzy.

- Snow, Rider do mojego gabinetu.

Wtorek, 17 listopada, gabinet dyrektora, godzina 11:12

Phasellmore zasiadł za biurkiem, przed Elsą i Willem, którzy usiedli jak najdalej siebie. Will był nieco blady, a Elsa miała zaczerwienione oczy od łez.

Dyrektor westchnął cicho i spojrzał na nich, splatając palce. Wyglądali żałośnie. W żadnym stopniu nie kojarzyli się z prefektami. Mimo połyskujących odznak trudno było wyobrazić sobie by mogli pomagać uczniom. Ten związek źle działał na oboje, ale jeszcze gorzej było kiedy się pokłócili. Dlatego też trzeba było coś z tym zrobić. Posklejać ich złamane serca.

- Chciałbym abyście wiedzieli, że nie podoba mi się wasza postawa jako prefektów. – zaczął stanowczo – Szkoła cierpi z powodu waszej niekompetencji w tej dziedzinie. Dlatego też bardzo mi przykro, ale muszę odjąć Ravenclawowi punkty za was.

Will i Elsa spojrzeli na niego oczami wielkimi jak spodki. Przynajmniej w tej jednej rzeczy się zgadzali. I tym bardziej niechętnie Phasellmore musiał to uczynić.

- Pięćdziesiąt… za każdego z was…

- CO?! – zawołał Will.

Elsa powtarzała bezgłośnie „za każdego z was”, z oczami wpatrzonymi w dyrektora, wyglądała jak idiotka. Kolor twarzy Williama nagle z nienaturalnie białego zmienił się na czerwony. Wbił palce w krzesło i starał się uspokoić, co oczywiście mu nie wyszło.

Phasellmore kontynuował:

- Ale teraz ważniejsza sprawa. Chodzi o morderstwo Lisbeth Price, tej Puchonki.

Will zrobił się jeszcze bardziej czerwony. Nadął policzki i za wszelką cenę próbował milczeć.

- Oczywiście wiem, że to nie twoja wina Rider.

- Czyżby? – I tyle by było z milczenia.

- To jasne jak słońce. Poznałem cię Rider wystarczająco by to wiedzieć. Ale sądzę, że panna Snow zna cię jednak zbyt krótko by się ze mną zgodzić.

Elsa spuściła głowę, żeby nie zobaczyli jak zrobiła się czerwona niczym Will. Phasellmore potrząsnął głową (wprawiając w ruch swe loki, ale to już sobie podarujemy).

- Jakkolwiek by to nie było, chcę abyście mnie teraz bardzo uważnie posłuchali – nachylił się do nich nad biurkiem, wskazując by i oni to zrobili – Nikomu o tym nie mówcie. Na razie. W tej chwili musi to pozostać tajemnicą. Dobrze?

Oboje kiwnęli głowami. Uśmiechnął się nieznacznie.

- Rider już domyślił się tego co i ja wiem. Czyż nie, Will? – Phasellmore zwrócił się do niego po imieniu. Pierwszy raz od pierwszego roku. Chłopak nie zareagował na nic – To morderstwo ma jakiś motyw i zdajecie sobie sprawę, że to „N” nie znalazło się na ciele tej dziewczyny przez przypadek. Jeśli tak jest, możliwe, że morderca będzie zabijał więcej uczniów by przekazać nam jakąś wiadomość. Nie możemy do tego dopuścić… Dlatego chcę was prosić byście mi pomogli.

- Ale… jak? – odezwała się cicho Elsa.

- Jesteście najlepszymi uczniami jakich kiedykolwiek widziały mury tej szkoły. Jesteście utalentowani, wiele potraficie, a na dodatek oboje jesteście prefektami. Z tego powodu, na wasze barki zrzucę odpowiedzialność za bezpieczeństwo uczniów.

Elsa pokręciła głową.

- Nadal nie rozumiem… Nie możemy być przecież cały czas rozglądać się po korytarzach czy gdzieś nie czai się psychopata zabójca. Mamy naukę, przyjaciół i… I szkoła jest za duża!

- Zdaję sobie z tego sprawę. Więc jakoś musimy zadbać by uczniom nic się nie stało. Chcę abyście wskrzesili Gwardię Dumbledore’a, lecz pod inną nazwą. Nauczcie uczniów jak się bronić i jak bronić innych. Ale nie wszystkich. Wybierzcie kilkanaście zaufanych osób. Musicie mieć pewność, że nic nie wypaplają. Od tego zależy życie wielu studentów Hogwartu. Jeśli będą o tym mówić publicznie, morderca, o ile jest jeszcze w szkole, dowie się o tym i przechytrzy nas. A w dodatku jeśli dowiedzą się nauczyciele, zapewne będą chcieli wam przeszkodzić. Ministerstwo nie pozwala zbroić uczniów.

- Czyli mamy nauczyć uczniów jak nie dać się zadźgać?

- Tak jak w GD, ale broń Bożę, nie używajcie tej nazwy! Ministerstwo od razu wkroczyłoby do szkoły. Kwestię jaką nazwę wybierzecie pozostawiam wam. Rozumiemy się? Mogę na was liczyć?

- Oczywiście, panie profesorze. – odpowiedzieli jednocześnie Will i Elsa, po czym spiorunowali się wzrokiem. Phasellmore przewrócił oczami.

- Aha i jeszcze jedna sprawa. Dobrze by było, żebyście się pogodzili. Szkoła na was patrzy. Przez to Elso, że ty wierzysz, że to Will jest mordercą, wierzy w to i cała szkoła.

- Ja nie… - zamilkła zdając sobie sprawę, że to prawda.

Slytherin
Gryffindor

Willim spojrzał na nią i uśmiechnął się niepewnie. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu zrobiła to samo. Dyrektor prawie spadł z fotela. Nie myślał, że tak szybko jej się to uda. Z kącika oka Elsy spłynęła samotna łza, skrząca się srebrzystym blaskiem.

- Wierzę… wierzę ci… a przynajmniej chcę…

Nachyliła się do Willa i pocałowała go. Chłopak wytrzeszczył oczy.

Opuścili gabinet trzymając się za ręce, z uśmiechami, od których nawet słońce lśniło jaśniej.

Advertisement